sobota, 27 czerwca 2009

prawda na równi pochyłej


Ze "Słownika wyrazów obcych": "mykwa - basen z bieżącą wodą w łaźniach żydowskich, służący do rytualnych kąpieli". Z repertuaru Teatru Polskiego: Mykwa: "Spektakl, odwołujący się do wydarzeń w Jedwabnem, konfrontuje widzów z problemem mentalnego wykluczenia i poczucia winy Polaków wobec społeczności żydowskiej". Nie wiem do końca, co o tym przedstawieniu napisać, może po pierwsze to, że wbiło mnie w fotel. Odważne i "na czasie". Konfrontuje widza z prawdą o własnej historii, zbrodniach Polaków, wypieranych z pamięci. Jan Sapieżka, główny bohater Mykwy, to umierający gdzieś na prowincji starszy człowiek, któremu przychodzi dokonać rachunku sumienia pod koniec życia. A jest się z czego spowiadać - gwałt, morderstwo, kłamstwo. Ale nie tylko na nim ciążą antysemickie grzechy, bo i starsze pokolenie całego miasteczka obarczone zostało winą za śmierć Żydów. Młodsze pokolenie (reprezentowane m.in. przez Krzysia, wnuka Sapieżki, zabijającego dziadka dla pieniędzy) karmi się wojującym nacjonalizmem i faszyzmem, rzucając obraźliwe, antyżydowskie hasła na prawo i lewo. Konstrukcja sceny wygląda jak równia pochyła, na którą wchodzą bohaterowie, by skonfrontować się z bolesną prawdą o sobie samym. Zmusza ich do tego pojawiająca się jak zjawa postać Mendla, który w jednej ze scen staje się Księdzem. Gdzieś w głębi, po lewej stronie, stoi jabłoń - pozbawiona liści, z paroma tylko owocami, jak karykatura Edenu. Raj utracony? Tylko jak go odzyskać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz